Do moich dzieci dojechałyśmy koło 7 rano. Moja bratowa z bratem przyjechali kilka minut przed nami. Podróż była męcząca. Naszczęście to tylko 10 godzin. Koło południa pojechałyśmy do Strzyżewa gdzie był nasz ośrodek w którym ja z Ramoną , moje dzieci , moi exteściowie , chrzestny Mateuszka z rodziną mieszkaliśmy. W innym ośrodku mieszkali moi rodzice i moje rodzeństwo z dziećmi. Niestety w naszym nie było na tyle miejsc.
Zostawiłam Ramone , aby odpoczęła a ja pojechałam z Martusią i Matim na zakupy. Miałam za zadanie zrobić obiadokolacje dla wszystkich.
Po powrocie na ośrodek okazało się , że nie potrafiłam zapalić kuchenki. Namęczyłam, się strasznie. Poczym i tak mi zgasła. Niestety gastronomiczne kuchnie są bardziej skomplikowane jak normalne. Poczym okazało się , że skończył sie gaz i to dlatego mi gasła cały czas kuchenka.
Za kilka minut miała przyjechać reszta gości a ja byłam w totalnym proszku. Naszczęście moje
siostry i mama jak wpadły na kuchnie to w 10 min był wydany posiłek na 30 osób. Co praktyka to praktyka. Ja to taka zielona jestem, a one jedna sałatkę , druga roznosiła , mama wyrozkładała mięso i ziemniaki.
Dobrze , ze w naszym ośrodku mieliśmy kuchnie i sale do własnej dyspozycji, w ośrodku w którym spała moja rodzina pokoje były super ale nie było miejsca żeby zjeść posiłek.
Jutro znowu napiety terminarz.
Pozdrawiam Monika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz