Rano szybko sie zebrałyśmy i pojechałyśmy na dworzec w Mannheim i tam zostawiałam moja walizkę w schowku i pochodziłyśmy po mieście , chciałam kupić jeszcze kilka rzeczy .wszystko kupiłam i poszłyśmy na przepyszne lody . Mimo , że ja nie przepadam za lodami to raz czy dwa do roku lubię zjeść . Ja zamówiłam sobie karmelowe a Ramonka truskawkowe .
Do moich dzieci jechałam tak szybko , szkoda że w Polsce nie ma takich szybkich koleji ,zeby sie tak szybko przemieszczała .
W Venlo musiałam czekać prawie 40 min na pociąg do Helmond i zmarzłam jak w zimie , taki straszny zimny wiatr wiał, mi było okropnie zimno nie wiem jak tej dziewczynie , bo w sandałkach na gole stopy ,ale z szalikiem .
Do Holandii dojechałam ze spóźnieniem i dzieciaki musiały na mnie czekać na dworcu ale po 22 już dotarłam do celu . Jestem taka szczęśliwa że spotkałam moje dzieci , moich dwóch synów , moja kochana i cudowna synową i mojego słodkiego maleńkiego wnusia , który jednak się mnie bał , ale co sie dziwić , w końcu widzi mnie raz na kilka miesięcy .
Mój brat Maciuś i moja bratowa Karolcia i ich słodziak a mój bratanek Kacperek , taki słodziak kochany , ma dopiero około 5 miesięcy , wiec jeszcze sie ciotki nie boi . Mogłam go nosić na rękach bez płaczu .
Takie spotkanie rodzinne bo mamusia mojej synowej Martusi też jest , wiec chata pełna , śmiechu dużo , czasem też jakiejś kłótni , ale są razem , a nie jak ja sama w Niemczech .
Pozdrawiam Moni 🌸🌸🌸🌸🌸
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz